
Od zarania dziejów ludzie poszukiwali prawdy i pragnęli ją wyrażać w nieskrępowany sposób. Istnieje w nas głębokie przekonanie, że słowa mają moc kształtować rzeczywistość – dlatego ich tłumienie zawsze wzbudza opór. Z perspektywy ewangelicznego chrześcijaństwa wolność słowa nie jest jedynie wymysłem filozofów czy humanistów, lecz darem od Boga, a cenzura, która dławi prawdę, jest narzędziem samego diabła.
W Starym Testamencie czytamy: „Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem” (Izajasz 5:20, BW). Słowa proroka Izajasza są ostrzeżeniem przed wypaczaniem rzeczywistości poprzez kłamstwo i fałsz. Jeśli człowiekowi odmawia się prawa do wypowiedzenia prawdy, to zło zaczyna być otoczone mgłą milczenia. Dalej w Księdze Amosa znajdujemy stwierdzenie: „Nienawidzą tego, kto w bramie mówi prawdę, a brzydzą się tym, który mówi rzeczy słuszne” (Amos 5:10, BW). Ta niechęć do prawdomówności jest fundamentem wszelkich totalitaryzmów.

Również Nowy Testament podkreśla wagę prawdy i wolności wypowiedzi. Jezus Chrystus nauczał: „I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi” (Ew. Jana 8:32, BW). Apostoł Paweł przypomina zaś: „Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, lecz mocy i miłości, i trzeźwego myślenia” (2 Tymoteusza 1:7, BW). Oznacza to, że wierzący człowiek nie powinien się lękać, lecz z odwagą stać po stronie prawdy.
Znany psycholog Jordan B. Peterson przestrzega: „System totalitarny zaczyna się od tego, że dobrzy ludzie przestają mówić prawdę.” Kiedy pozwalamy, by rządził nami strach, a nasze usta milkną w obliczu kłamstwa, otwieramy wrota dla wszelkich form ucisku. Peterson dodaje: „Odważnie mów prawdę, dopóki jeszcze możesz, inaczej skończysz w piekle na ziemi.”
Obecnie w Polsce, w okresie przedwyborczym, padają propozycje ze strony niektórych polityków, aby zablokować niektóre platformy cyfrowe. Pojawiają się też projekty ustaw, mających na celu cenzurę internetu, ukrytą pod zawoalowanymi sformułowaniami takimi jak „mowa nienawiści” czy „dezinformacja”. Ludzie wierzący powinni być na tyle mądrzy, by rozumieć, że pod tymi eufemistycznymi wyrażeniami często kryje się pragnienie zablokowania mowy, której owi politycy nienawidzą i której się boją.
Z perspektywy chrześcijańskiej wolność słowa to coś więcej niż prawo zagwarantowane przez państwo. Jest to dar Boży, który pozwala nam głosić Ewangelię i demaskować diabelskie kłamstwa. Kiedy usiłuje się zakneblować głos wierzących, pozbawia się społeczeństwo jasnego światła Słowa Bożego, a bez tego światła ludzie łatwiej ulegają manipulacji i propagandzie.
Warto przywołać także dokumenty założycielskie Stanów Zjednoczonych – kraju, w którym sfera wolności, w tym wolność słowa, uchodzi za jedną z największych na świecie. W Deklaracji Niepodległości (1776) czytamy: „Uważamy te prawdy za oczywiste same przez się, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równi, że Stwórca obdarzył ich pewnymi niezbywalnymi prawami, wśród których są Życie, Wolność i dążenie do Szczęścia.” Chociaż sformułowanie „wolność słowa” pojawia się bezpośrednio w Konstytucji, sama Deklaracja mocno uwypukla, iż te prawa pochodzą od Boga – Stwórcy, a nie od człowieka czy rządu.
Cenzura zawsze będzie stać w sprzeczności z Duchem Bożym, ponieważ Duch Święty prowadzi nas do pełni prawdy (por. Ew. Jana 16:13). Jeżeli wierzymy, że to Bóg jest Źródłem i Dawcą wszelkiego dobra, to musimy też uznać, że tłumienie wolnej wypowiedzi jest odejściem od Jego woli. Niech więc przestrogą będą starotestamentowe słowa o „biadach” spadających na fałszerzy rzeczywistości. W obliczu nacisków i lęków wyznawajmy odważnie prawdę, pamiętając, że wolność słowa jest boskim darem, a cenzura – narzędziem diabła.







