Dlaczego w świecie, który zapomniał, jak być wdzięcznym, warto walczyć o tę postawę?
Wyobraź sobie człowieka, który otrzymuje wszystko: zdrowie, pracę, rodzinę, każdy wschód słońca – i nigdy nie mówi „dziękuję”.
Po prostu nie wie, komu miałby to powiedzieć. Nie wierzy, że istnieje Ktoś, kto mu to dał. Taki człowiek żyje w dziwnym, zamkniętym świecie: odbiera dary, ale nie uznaje Dawcy. Powoli zaczyna traktować wszystko jako oczywistość albo przypadek. To nie jest tylko problem ateistów. To choroba całego współczesnego Zachodu, która dotarła i do nas.
Chrześcijanin ma inną pozycję. Wie, że każde dobro, od powietrza w płucach po uśmiech dziecka nie jest tak „po prostu”. Jest darem. I ten, kto przyjmuje dar bez wdzięczności, powoli traci zdolność do radości. Bo radość nie rodzi się z posiadania, tylko z uznania, że zostało się obdarowanym. Biblia nie traktuje wdzięczności jako miłego dodatku dla sentymentalnych. Traktuje ją jako akt sprawiedliwości i akt walki.
„Za wszystko dziękujcie; taka jest bowiem wola Boża w Chrystusie Jezusie względem was” (1 Tes 5,18 BW).
„Za wszystko dziękujcie; taka jest bowiem wola Boża w Chrystusie Jezusie względem was” (1 Tes 5,18 BW).
Nie „za przyjemne rzeczy”.
Za wszystko. Także wtedy, gdy boli. Bo nawet w cierpieniu chrześcijanin nie jest sam – jest prowadzony przez Tego, który sam przeszedł przez krzyż i wyszedł z grobu.
C.S. Lewis pisał, że ludzie dziwią się złu na świecie i pytają: „Jak dobry Bóg mógł na to pozwolić?”. Ale rzadko zadają drugie, trudniejsze pytanie: „Skąd w ogóle wiemy, że coś jest dobre?”. Bo żeby nazwać coś złem, musimy mieć w głowie obraz dobra. A ten obraz nie wziął się z ewolucji ani z konsensusu społecznego. Wziął się od Tego, który sam jest Dobrem. Świat został stworzony jako „bardzo dobry” (Rdz 1,31BW). Wszystko, co dobre – miłość, piękno, prawda jest echem Jego natury. Wdzięczność to po prostu uczciwe uznanie tego faktu.
Człowiek niewdzięczny żyje tak, jakby był sierotą we wszechświecie.
Człowiek wdzięczny jak syn, który wie, że ma Ojca.
Człowiek wdzięczny jak syn, który wie, że ma Ojca.
W Polsce nie mamy Dziękczynienia z indykiem i paradą. I dobrze. Bo wtedy łatwiej zobaczyć sedno: to nie jest święto stołu, tylko święto serca. Nie chodzi o to, ile mamy, tylko o to, że w ogóle mamy i od Kogo.
W czasach, gdy wszyscy krzyczą o swoich prawach, chrześcijanin ćwiczy się w jednym z najtrudniejszych aktów męstwa: w dziękowaniu. Nawet gdy nie rozumie. Nawet gdy boli. Bo wie, że historia nie kończy się na krzyżu – kończy się na pustym grobie i na obietnicy nowego nieba i nowej ziemi.
Zacznij więc dzisiaj. Nie czekaj na amerykański czwartek listopada.
Rozejrzyj się. Nazwij po imieniu pięć rzeczy, za które jesteś wdzięczny. I powiedz głośno: „Dziękuję Ci, Boże”. To nie jest naiwna pobożność.
To jest akt oporu wobec świata, który chce, żebyś wierzył, że wszystko ci się należy.
To jest akt wiary, że wszystko jest łaską.
Rozejrzyj się. Nazwij po imieniu pięć rzeczy, za które jesteś wdzięczny. I powiedz głośno: „Dziękuję Ci, Boże”. To nie jest naiwna pobożność.
To jest akt oporu wobec świata, który chce, żebyś wierzył, że wszystko ci się należy.
To jest akt wiary, że wszystko jest łaską.
I wtedy, dopiero wtedy – zaczynasz żyć naprawdę.
O prześladowaniu ewangelików:

Kronika miasta Boguszów-Gottesberg (Boża Góra) – kliknij, aby dowiedzieć się więcej
Kirk Peter Johanson








