Przez wieki Duch Święty wielokrotnie nawiedzał swój lud tak mocno, że całe wspólnoty stawały się inne. Widzieliśmy potężne wylania – czasem z głośnym uwielbieniem i darami, czasem w ciszy i łzach pokuty. Zawsze jednak łączyło je jedno: ludzie przestawali się zadowalać tym, co mieli, i zaczynali pragnąć samego Boga. Całym sercem.
W nas też ma się palić taka nadzieja, że przyjdzie coś większego niż wszystko, co widzieliśmy do tej pory. Sam Pan Jezus powiedział: „Kto wierzy we Mnie, ten czynić będzie dzieła, które Ja czynię, i większe nad te czynić będzie” (J 14:12 BW). Większe. Nie dlatego, że my jesteśmy lepsi, ale dlatego, że On chce objawić swoją chwałę przez zwykłych, słabych ludzi, którzy Mu się całkowicie oddadzą.
A jednak… tak często stoimy z boku. Mamy Biblię, mamy nabożeństwa, mamy nawet czasem łzy wzruszenia – i wydaje nam się, że to wystarczy. „Bóg i tak zna moje serce” mówimy sobie, gdy nie chce nam się wstać wcześniej na modlitwę, gdy omijamy trudną rozmowę o przebaczeniu, gdy wolimy swoje plany od Jego prowadzenia. To jest właśnie odrzucanie manny, którą On codziennie chce nam dawać – żywej, gorącej relacji z sobą.
Prawdziwe odrodzenie nie zaczyna się od wielkich zgromadzeń. Zaczyna się od jednego człowieka, który w swoim pokoju, w kuchni, w samochodzie, w szpitalnym łóżku mówi: „Panie, już nie chcę żyć po swojemu. Zrób ze mną, co chcesz. Nawet jeśli to będzie bolało. Nawet jeśli będę musiał przeprosić, oddać, zrezygnować, zacząć od nowa”.To jest „odrodzenie jednego”. I dopóki nie zacznie się ode mnie – ode mnie osobiście – nic się nie ruszy.
Paweł pisał do wierzących: „Gorliwie dążcie do darów duchowych… wszystko niech się dzieje godnie i w porządku” (1 Kor 14:1,40 BW).
Nie bójmy się darów, nie bójmy się mocy, ale też nie gońmy za sensacją. Najważniejsze, żeby serce było czyste i posłuszne. Jezus modlił się o nas wszystkich: „Aby byli jedno… aby świat uwierzył”. Ta jedność nie rodzi się z pięknych haseł ani z organizacyjnych porozumień. Rodzi się, gdy każdy z nas przestaje trzymać się swojego i zaczyna trzymać się Ojca. Wtedy naprawdę stajemy się jedno, bo patrzymy w tę samą stronę.
Dlatego pytam cię:
Czy w tobie płonie głód Boga?
Czy jesteś gotów zapłacić cenę bliskości z Nim – czas, wygodę, dumę, czasem nawet dobre imię wśród ludzi?
Czy jesteś gotów powiedzieć: „Panie, przybliżam się do Ciebie teraz”?
Bo On już czeka. Już stoi u drzwi twojego serca i kołacze. I jeśli tylko otworzysz wejdzie. I zacznie się coś, czego nikt nie będzie w stanie zatrzymać.
Nie jutro. Nie jak będzie lepiej. Teraz. W tobie.
Niech Duch Święty rozpali w każdym z nas ten święty niepokój, żebyśmy nie chcieli już żyć tak samo. Żebyśmy przestali się tłumaczyć i zaczęli się poddawać. Bo kiedy jedno serce naprawdę się poddaje – zaczyna się przebudzenie. I wtedy cały świat zobaczy, że Jezus żyje. Niech tak się stanie. W tobie.
Wyświetlenia: 117