
R. C. Sproul trafnie zauważył, że gdy napotykamy trudności z zaakceptowaniem Słowa Bożego, problem nie tkwi w samym Słowie, lecz w naszym sercu: „Kiedy w Słowie Bożym jest coś, co mi się nie podoba, to problem dotyczy mnie, a nie Słowa Bożego.” To głęboka prawda, która przypomina o Bożej niezmienności i doskonałości.
Słowo Boże jest natchnione i nieomylne (2 Tm 3,16). Każdy jego werset pochodzi od Boga, który jest doskonały i nie popełnia błędów. Jeśli więc coś w Piśmie Świętym wydaje się dla nas trudne, niewygodne lub niezrozumiałe, powinniśmy z pokorą przyznać, że to nasze ograniczenia – grzeszna natura, pycha lub brak zrozumienia – stoją na przeszkodzie.

Chrześcijaństwo wzywa nas do podporządkowania się Bożej woli, nawet gdy wydaje się ona sprzeczna z ludzkimi oczekiwaniami czy współczesnymi normami kulturowymi. Współczesny świat często odrzuca prawdy biblijne, wybierając relatywizm moralny. Jako ewangeliczni chrześcijanie, musimy jednak pamiętać, że to nie kultura, lecz Bóg ma ostatnie słowo. „Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą” (Mt 24,35).
Dlatego w chwilach wątpliwości powinniśmy modlić się o zrozumienie i prosić Ducha Świętego o prowadzenie. Zamiast osądzać Słowo, pozwólmy, aby ono osądzało nas. Wierność Słowu Bożemu to nie tylko akt posłuszeństwa, ale także akt wiary, że Bóg wie lepiej i prowadzi nas drogą zbawienia.
Prawdziwa wolność przychodzi wtedy, gdy przestajemy walczyć z Bożym Słowem i z pokorą przyjmujemy je do swojego życia.








Mniodzio